polskiPonownie odkrycie Odry

Teaser
DRUCKVERSION Ponownie odkrycie Odry

Są rzeki, które się zna, zanim po raz pierwszy stanie się nad ich brzegami. O Odrze nie da się powiedzieć niczego podobnego. Tym bardziej fascynujące jest, że od pewnego czasu możemy być świadkami ponownego odkrycia tej europejskiego przestrzeni rzecznej (fragment książki "Odra. Życiorys pewnej rzeki", która ukazała się u Wydawnictwie KEW we Wrocławiu).

UWE RADA

Są rzeki, które się zna, zanim po raz pierwszy stanie się nad ich brzegami. Na przykład Ren, owa graniczna rzeka, która niegdyś oddzielała Rzymian od Germanów, a później prawobrzeżne państewka niemieckie od wojsk napoleońskich, bardzo wcześnie wrył się w zbiorową pamięć Niemców. U zarania dziejów "ojciec Ren" symbolizował boską wzniosłość i podlaną reńskim winem zmysłową rozkosz. Później, z początkiem XIX wieku, rzece został przydany ładunek narodowy i "warta nad Renem" stała się symbolem niemieckiej walki przeciwko "odwiecznemu wrogowi" – Francji. Żeńskim pendant "ojca Renu" była Lorelei, ta – w zależności od podejścia – czarodziejska sylfida albo mordująca mężczyzn syrena na studwunastometrowej skale opodal Sankt Goarshausen. Sławę literacką i muzyczną zapewnili jej Clemens Brentano, Heinrich Heine i Friedrich Silcher.

Dunaj dał niegdyś nazwę całej monarchii, która, jak opisywał Claudio Magris w swej humanistycznej historii tej europejskiej rzeki, niosła wielogłosową melodię (a także cesarskie i królewskie zarządzenia) monarchii austro-węgierskiej od Wiednia i Budapesztu po Morze Czarne. Inaczej niż Ren, Dunaj jest u Magrisa nie tyle symbolem granicy między "cywilizacją" i "barbarzyństwem", lecz bardziej pokojowego, choć niepozbawionego konfliktów współistnienia w dawnych, wielonarodowych Austro-Węgrzech.

Z kolei Wisła znana jest każdemu polskiemu uczniowi jako ta "najbardziej polska spośród polskich rzek". Już w XVI wieku opiewano ją hymnami w rodzaju: "Płyń, ma ukochana Wisło, aż do portu morskiego, i pomóż, jak najlepiej potrafisz, Królestwu Polskiemu". Kiedy w 1772 roku doszło do pierwszego rozbioru tego królestwa pomiędzy Prusami, Rosją i monarchią habsburską, Wisła stała się symbolem narodowej woli przetrwania i trafiła nawet do hymnu narodowego.

Również Wełtawa jest narodowym mitem. Błękitna wstęga rzeki niczym tętnica Czech wypływa z Szumawy i niza swym biegiem jak sznur pereł kolejne miasta: Český Krumlov, Czeskie Budziejowice, Pragę. Bedřich Smetana wystawił Wełtawie muzyczny pomnik w swym cyklu poematów symfonicznych Má vlast (Moja ojczyzna), który także nie jest wolny od dziewiętnastowiecznych pobrzmiewań narodowych. Jednocześnie patriotyzm Smetany jest również wskazaniem na trudną politykę narodowościową i kruchość obrazu własnego monarchii naddunajskiej, do której Czechy należały aż do końca I wojny światowej.

W tych obrazach odzwierciedlają się wielogłosowe i częstokroć sprzeczne oczywistości ludzi, dla których rzeka jest życiodajną arterią albo przynajmniej powodem tęsknoty. Są wyrazem kolektywnych opowieści poszczególnych narodów (jak nad Wisłą), narodowych i kulturowych doświadczeń granicznych (jak nad Renem) albo wielojęzycznej codzienności (jak nad Dunajem, którego geograficzną przestrzenią odniesienia jest dawniej zapomniana, a teraz na nowo odkryta Europa Środkowa).

O Odrze nie da się powiedzieć niczego podobnego. Żaden mit, jak ten "ojca Renu", jej nie przynależy; żaden kompozytor rangi Bedřicha Smetany nie poświęcił jej symfonii; żadna głębina, których na Odrze nie brakuje, nie przydała rzece literackiej sławy, takiej jak ta u stóp skały Lorelei. Nawet pociąg nie jeździ nad jej brzegami, wobec czego podróżny wyglądający przez okno nie ma okazji rozmarzyć się o swej rzece jak nad Renem, Łabą czy Wełtawą. Bóg Odry, Viadrus, który skąpo odziany, ale za to z wiosłem w dłoni, spogląda na turystów z barokowej Bramy Portowej w Szczecinie i w auli Leopoldina we Wrocławiu, jest znany jedynie nielicznym wtajemniczonym. Jeśli Odra miała jakąś sławę, to nieodłącznie wiązała się ona z trudem i potem. Rozumieli to nieliczni poeci, którzy poświęcili Odrze kilka wersów. W wydanych w 1912 roku Märchen von den deutschen Flüssen (Bajki o niemieckich rzekach) poeta ludowy Paul Keller przydał rzekom postacie ludzkie. O ile Łaba staje się w nich piękną hrabiną, o tyle Odrze przypada los wieśniaczki:

Odra jest szlachetną wieśniaczką. Cichym, pewnym krokiem przemierza swe włości. Pył wapienny i węglowy osiada czasem na jej sukni, takt do jej jednostajnej pieśni wystukuje drwal. Zawsze ma pracę, dźwiga swym dzieciom do domu węgiel i drewno, zboże i stokrotną potrzebę życia. Pod Zieloną Górą skosztuje dobrego, skromnego domowego napitku. Ci, którzy u niej mieszkają, są bezpieczni i szczęśliwi, a dotarłszy do morza, szeroko i pobożnie rozkłada swe ramiona ku wieczności.

O ile Keller przedstawia Odrę mimo wszystko jako nieprzerwany krajobraz nadrzeczny od źródła po ujście, o tyle Theodor Fontane przemierza "ziemie odrzańskie" w swych Wanderungen durch die Mark Brandenburg (Wędrówki po Marchii Brandenburskiej) jedynie od Frankfurtu do Schwedt. Günter Eich z kolei skupia się w swym wierszu Oder, mein Fluss (Odra, moja rzeka) na miejscowości ze swego dzieciństwa: "Bicie dzwonów dobiegające z Frankfurtu i legendy Wzgórz Rytwińskich, prom w Lubuszu i dom / po prawej stronie Odry, w którym się urodziłem". Odra Gustawa Freytaga to ciasny (nierzadko antysemicki) świat wrocławskich mieszczan. W obrazach i własnych wyobrażeniach jej poetów i myślicieli Odra pojawia się najczęściej jako wycinek, fragment. Czasem, jak na przykład u Josepha von Eichendorffa, znika nawet z pola widzenia. W dniu 14 listopada 1809 roku ów romantyk urodzony w zamku w Łubowicach pod Raciborzem, który z braku pieniędzy chciał się dostać do Berlina łódką, zanotował:

Był jasny dzień. Ranek przyozdobił szronem statek i okolicę. Nie odpłynęliśmy daleko, kiedy nasz pierwszy statek wszedł na mieliznę. Dlatego wszyscy wyrzuciliśmy pośrodku rzeki kotwice, ale dopiero koło południa dzięki wspólnemu wysiłkowi pachołków ze wszystkich statków udało się ściągnąć ów statek. Podczas tej jakże nudnej przerwy pisałem znów mój dziennik.

Już dzień później zdarzyło się kolejne nieszczęście:

Nakierowując się na krośnieński most [...] statek pana Beyera poszedł wprost na stojącą przy brzegu załadowaną barkę z siedzącą na niej niewiastą i na dodatek z ogromnym trzaskiem przewrócił dziobem płot ogrodu, a tym wszystkim wywołaliśmy potem taką ordynarność i tak długotrwałe targi, że musieliśmy ku naszej ogromnej złości zostać tutaj na noc. Dlatego my obaj człapaliśmy jeszcze przed wieczorem w największym deszczu i błocie po wszystkich zaułkach Krosna, które jest większe i lepsze niż Racibórz.

Kiedy rankiem 18 listopada zaczął jeszcze na dodatek padać śnieg, dwudziestojednolatek zdecydował się opuścić statek i kontynuować podróż do Berlina powozem. Od tamtej pory Odra nie odgrywała w jego dziele już żadnej istotnej roli.

Czy zatem "Odra" w ogóle istnieje? A może jest to jedynie konstrukt rzeki, której krajobraz jest bardziej sumą jej fragmentów niż spójną przestrzenią kulturową? Czy dziś, jadąc "nad Odrę", mówimy o rzece, która wypływa na Morawach na wysokości 633 metrów nad poziomem morza w Górach Odrzańskich pod osadą Kozlov, wije się meandrami przez 159 kilometrów przez Czechy, jest na długości 580 kilometrów polską rzeką, na 162 kilometrach wyznacza polsko-niemiecką granicę, zanim znów jako polska rzeka nie ujdzie do Zalewu Szczecińskiego, by tam, jako Piana, Świna i Dźwina, wpłynąć do Morza Bałtyckiego? Czy mamy na myśli rzekę, która mając 860 kilometrów biegu, jest pod względem długości trzecią rzeką w Niemczech i trzynastą w Europie, i którą hydrolodzy ze względu na jej potężne dorzecze, obejmujące 118 611 kilometrów kwadratowych, zaliczają do kategorii wielkich rzek? Czy mając Odrę przed oczami, myślimy, jak Fontane, tylko o jednym odcinku, o niepowtarzalnych błoniach w jej dolnym biegu; o Odrze szybko osiągalnej z Berlina, która przepływa pod miejskim mostem między Frankfurtem i Słubicami; o Odrze, na której tamach siedzą wędkarze; o Odrze, w której pływanie jest niebezpieczne; o urokliwej Odrze z jej wyspiarskim krajobrazem w środku Wrocławia?

Co wiemy o meandrach w jej górnym biegu, które na długości siedmiu kilometrów wyznaczają polsko-czeską granicę i kiedy po raz kolejny samowolnie zmieniają swój bieg, zapędzają do pracy całe chmary geodetów, kartografów i dyplomatów? Co wiemy o pałacach i zamkach zbudowanych na jej brzegach, które dziś tylko jako ruiny opowiadają o minionych kulturach? Co wiemy o oszałamiającym pięknie jej rzecznego krajobrazu, nie tylko o Parku Narodowym Doliny Dolnej Odry, lecz też o dolinie Odry między Głogowem i Brzegiem Dolnym? Czy potrafimy sobie jeszcze wyobrazić, jak na słonecznych pagórkach nadodrzańskich Krosna i Cigacic uprawiano winną latorośl? A jeśli tak, to czym byłaby dla nas Odra? Nowym punktem odniesienia w naszym myśleniu, krainą kulturową w środku Europy, wyrwanym z niepamięci regionem w "Europie regionów"? A może geograficznym szyfrem jakiejś europejskiej peryferii, ponad której mostami i głębiami podąża przyszłość: do Berlina, Warszawy, Pragi?

Takie pytania stawiano sobie także wobec innych rzek. Lucien Febvre, jeden z "biografów" Renu, pisał już w 1931 roku: "Jednolity wielki Ren jest wymysłem nowoczesnych ludzi, polityków ekonomistów, przemysłowców i kupców". Do XIX wieku istniało "wiele Renów", w różnych czasach i o większym lub mniejszym znaczeniu. "Żeby zrozumieć rolę wielkiej rzeki w kształtowaniu się Europy i jej postępie, trzeba odrzucić wyobrażenie o jednolitej wstędze rzeki między Bazyleą a Rotterdamem i zastąpić je wyobrażeniem kraty ze skrzyżowanych prętów, jednakże o różnej szerokości i rozstawionych w różnych odstępach" – postulował Febvre. Jednocześnie stwierdzał, że wyobrażenie jednej wielkiej rzeki nie jest tylko retrospektywnym konstruktem lub naładowaną patosem projekcją. Poza fragmentaryzacją na "wiele Renów" istniał według niego zawsze też jeden "duch Renu" jako rzeki, "który jako jedyny unosi się na skrzydłach wiatru, który daje życie i łączy kultury, który w całej dolinie Renu, od Alp po morze, może się swobodnie poruszać, nie zważając na przeszkody, granice, zamki, księstwa".

Czym zatem jest "duch Odry"? Jakież to opowieści snują się wokół rzeki, po której nie można "swobodnie się poruszać"? Odra jest żeglowna przez osiem miesięcy w roku, jeśli ma się szczęście. Jednakże w lecie ruch często całkowicie ustaje, bywa bowiem, że w niektórych miejscach rzeka nie ma nawet metra głębokości. Z tego powodu nieliczni armatorzy, którzy pozostali jej wierni, ograniczają się do połączeń z Berlina do Szczecina i z Górnego Śląska do Wrocławia.

Barki muszą pozostawać w portach również podczas fali powodziowej. Dwa razy w roku – na wiosnę, kiedy zaczyna się topnienie śniegów w górach, i w lecie podczas silnych opadów deszczu – podnosi się poziom wód. Odrą zajmują się wówczas nie kapitanowie i armatorzy, lecz służby nadzorujące wały. Poza tym jest jeszcze lód. Liczba dni, w których dochodzi do zatorów kry lodowej, wynosi w Raciborzu 25, w Schwedt nawet 40. Na Renie natomiast oblodzenie jest nieznane. Odra zawsze stawiała więc przeszkody żegludze, ale nie w krzyżującej się z nią komunikacji. Krata, którą winno się według poglądu Febvre’a przykładać do rzeki, żeby mieć wyobrażenie o siłach, które na niej oddziałują, ma na Odrze, rzece, która sprawia tyle wysiłku, szczególnie grube żerdzie.

Dotyczy to także politycznej i gospodarczej historii Nadodrza. Dawno temu, zanim Odra stała się w 1945 roku rzeką graniczną między Niemcami i Polską, a tym samym "europejską rzeką losu", jak to sformułował historyk Europy Wschodniej Karl Schlögel, była pod wieloma względami podzielona. Między Górami Odrzańskimi a Morzem Bałtyckim osiedlały się do X wieku plemiona Ślęzan, Polan, Pomorzan i Łużyczan. Nie gdzie indziej jak nad brzegami Odry wznosiły one osady zamkowe, tworząc tym samym granicę z imperium Karolingów, a później Rzeszą Ottonów. Wraz z koronacją księcia piastowskiego Bolesława Chrobrego na polskiego króla i ustanowieniem arcybiskupstwa w Gnieźnie granica ta stała się w pewnym sensie "granicą państwową" piastowskiego królestwa, oddzielającą je od Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego.

Z początkiem osadnictwa wschodnioeuropejskiego, kiedy między XII a XIV wiekiem zaczęto zakładać miasta na prawie niemieckim, granica ta przesunęła się na wschód. Jednocześnie ziemie nadodrzańskie podlegały politycznej dezintegracji. Śląscy Piastowie ustanowili własne dziedziczne panowanie, które coraz bardziej uniezależniało się od królestwa polskiego. Wpływy czeskie na Śląsku stawały się coraz silniejsze, aż wreszcie król Polski Kazimierz Wielki całkowicie zrezygnował ze Śląska, który odtąd stał się czeski. Niemal dwa wieki później, w 1526 roku, Śląsk, w przewadze wówczas protestancki, przypadł katolickim Habsburgom. Wobec powyższych zdarzeń w XVI i XVII wieku każdy miał swoją Odrę: Księstwo Morawskie w górnym biegu, księstwa śląskie między Raciborzem a Zieloną Górą, Brandenburczycy i Pomorzanie. Dopiero wraz ze zdobyciem Śląska przez Fryderyka II w XVIII wieku ziemie nadodrzańskie przypadły jednemu władcy, a mianowicie pruskiemu.

Ta polityczna fragmentaryzacja rzeki, jak sądzi Karl Schlögel, była poza utrudnieniem dla żeglugi powodem, dla którego Odra nigdy nie stała się osią państwotwórczą ani tworzącą przestrzeń kulturową. Zamiast tego stykały się w jej basenie peryferie ponadnarodowych, dynastycznych związków. "Region Odry – powiada Schlögel – zorientowany jest duchowo, kulturalnie, politycznie na centra poza regionem, na Pragę, Wiedeń, Sztokholm, Berlin". Wyjątek stanowi jedynie Wrocław, "ten bodaj najbardziej kompaktowy związek kulturowy, jaki wykształcił się wzdłuż Odry".

Fragmentaryzacji Odry nie mogła też zmienić żegluga, która w odniesieniu do tej rzeki jest udokumentowana od czasu Codex Diplomaticus Silesiae z 1211 roku. W tymże roku książę śląski Henryk I nadał klasztorowi w Lubiążu przywilej sprowadzania drogą wodną z Gubina nad Nysą dwa razy w roku soli morskiej. Przedsięwzięcie to okazało się oczywiście niezwykle mozolne, jak można wyczytać w ówczesnych relacjach. Łodzie mnichów musiały być bowiem poprzedzane przez parobków, którzy mieli za zadanie wyszukiwać najkorzystniejszy szlak na rzece i zaznaczać go wtykanymi gałęziami.

Jednak nie tylko bieg rzeki sprawiał średniowiecznym statkom wiele kłopotu, lecz także wykorzystywanie jej jako źródła energii. "Żeby móc budować młyny – pisze Kurt Hermann w swej historii rzeki – Odra została zabudowana jazami, pozostawiając statkom jedynie trudny do przepłynięcia przesmyk". Co to oznaczało dla barek odrzańskich, opisuje Hermann bardzo obrazowo:

Były to najczęściej "dziury dla statków", przepusty najprymitywniejszego rodzaju, które składały się w zasadzie z wyłożonego deskami upustu, po którego pochyłym dnie musiano wciągać statek pod prąd przy pomocy wciągarki, tak jak to miało miejsce jeszcze w XIX wieku w Bytomiu [Odrzańskim – przyp. tłum.]. Statki płynące w dół rzeki gnały z prądem. Te przepusty dla statków były niezwykle płytkie, żeby zatrzymać wodę, wobec czego przepłynięcie ich było ogromnie trudne.

Rozliczne próby udrożnienia Odry, którego domagał się już cesarz Karol IV, pozostawały bez powodzenia z powodu przywilejów właścicieli młynów. Ostatnią tamę młyńską na Odrze w Bytomiu usunięto dopiero w 1856 roku.

Kolejną przeszkodą dla żeglugi i tym samy dla wykształcenia się regionu odrzańskiego były prawa składowe nadane Frankfurtowi w 1250 roku, Wrocławiowi w 1274 roku i Szczecinowi w 1308 roku. Kto chciał transportować towary po Odrze, musiał w tych miastach przejść przez "zaporę" i zobowiązać się do oferowania swych towarów przez trzy dni na rynku miejskim. W ten sposób nawet małe miejscowości, jak Oderberg, położony na wschód od Eberswalde, osiągnęły znaczne bogactwo, jak pisał o tym w 1912 roku miejski kronikarz [Budziszyna – przyp. red.] Carl Wilke:

Handel w mieście był niegdyś bardzo rozwinięty, a wspierało go prawo składowe, które miasto posiadało od niepamiętnych czasów. Wszystkie towary przewożone po Odrze albo wozami wzdłuż rzeki po królewskich drogach handlowych musiały być przez trzy pełne dni wystawione w mieście na sprzedaż i pobierano myto, którym dzielili się miasto i władca.

Czy zatem "duch Odry" jest duchem postępującego rozdarcia? Jej pieśń – niedokończoną kompozycją bez wewnętrznej harmonii i bez publiczności, która by jej choćby powściągliwie przyklaskiwała? To król Prus Fryderyk II zakończył w XVIII wieku polityczną i gospodarczą fragmentaryzację ziem nadodrzańskich i uczynił Odrę pruską rzeką. Pierwszy krok w tym kierunku podjął już jego ojciec, pruski "król żołnierzy" Fryderyk Wilhelm I. Cztery lata przed śmiercią, reagując na katastrofalną powódź w 1736 roku, sprowadził do Prus Simona Leonharda, niderlandzkiego budowniczego wałów, który miał nie tylko zbudować wały na wzór holenderski, ale też zakończyć podział rzeki między lokalnych panujących i miasta oraz uczynić z niej nowoczesną drogę wodną. Po śmierci Fryderyka Wilhelma I w 1740 roku dzieło ojca miał kontynuować Fryderyk II, nadając przedsięwzięciu rangę programu państwowego. Odra, jak chciał nowy władca, miała się stać "nawigacyjna" dla "wspierania komercyi" i "facylitacji żeglugi". Tak rozpoczęło się gigantyczne dzieło ludzkich rąk. Rzeka została naprostowana i obwałowana; rejony bagniste, takie jak Oderbruch, zostały osuszone, żeby zrobić miejsce dla nowych osadników. Wszystko to razem było, jak uważa historyk Odry Kurt Hermann, zwycięskim pochodem ludzkiego ducha, który przekształcił naturalną rzekę w rzekę kultury.

Projekt modernizacyjny Fryderyka II nie byłby oczywiście możliwy bez sięgnięcia Prus po pozostałe ziemie odrzańskie. Ledwie następca zasiadł na tronie w 1740 roku, a już nakazał swym wojskom pomaszerować na Śląsk. Tak oto w 1741 roku rozpoczęła się pierwsza z trzech wojen śląskich z Habsburgami, w których wyniku Prusy powiększyły swe terytorium o dobrze gospodarczo prosperujący Śląsk. Pomorski Szczecin stał się pruski już w 1720 roku, wobec czego w XVIII wieku niemal cały bieg Odry znalazł się w pruskich rękach.

Projekt modernizacji, który Prusy rozpoczęły w XVIII wieku, miał trwać aż po wiek XX. Między Koźlem, które stało się drugim co do wielkości portem śródlądowym w Niemczech, a śląską metropolią, Wrocławiem, wybudowano 26 progów spiętrzających. Kanały do Berlina zostały dostosowane do wymagań nowoczesnej żeglugi. Kanał Kłodnicki łączył Odrę z Górnośląskim Okręgiem Przemysłowym. W 1913 roku przetransportowano tą wodną arterią, jaką stała się Odra, 15 milionów ton towarów. Co piąty niemiecki statek śródlądowy poruszał się wówczas po Odrze. Odra miała, jak się wydawało, znaleźć wreszcie swoje miejsce, jeśli nie w skarbnicy niemieckich mitów, to jako ważna droga wodna na mapie Europy.

Że tak się nie stało, jest wynikiem biegu zdarzeń również w XX wieku. Po I wojnie światowej, po traktacie wersalskim i "odrodzeniu" się państwa polskiego Odra, szczególnie na śląskim odcinku, stała się "wyczuwalną" rzeką graniczną między Niemcami i Polską. Jej miasta stały się nagle "przyczółkami" i "bramami wypadowymi", a samą rzekę nacjonaliści stylizowali na "rzekę niemieckiego Wschodu" i "nośnik niemieckiego ducha". Nad jej brzegami powstały bunkry i okopy fortyfikacyjnej Linii Środkowej Odry. Potem, kiedy ów "niemiecki duch" poszedł na wojnę, w której rezultacie "rzeka niemieckiego Wschodu" stała się polska, inni zaczęli majstrować przy jej ideologii. Teraz polscy historycy i archeolodzy mieli za zadanie wykazać, że Odra od zawsze była granicą Polski z Zachodem, słowiańska macierz wróciła zatem do prawowitych właścicieli. Niespełna 200 lat po rozpoczęciu rozbudowy szlaku wodnego Odra stała się "wodą na skraju mapy", ziemią niczyją w środku Europy, zapomnianą rzeką; z rzeki kultury znów stała się rzeką naturalną.

Tym bardziej fascynujące jest, że od pewnego czasu możemy być świadkami ponownego odkrycia tej europejskiego przestrzeni rzecznej. Wszędzie miasta znów zwracają się ku rzece i jej brzegom, zupełnie tak, jakby obowiązywało przełamywanie trwającego przez stulecia dystansu. Nagle nawiązuje się kontakty z innymi miastami leżącymi nad Odrą, żeby stworzyć jej wspólną wstęgę. Na odrzańskich wyspach we Wrocławiu, w tej kontemplacyjnej idylli w środku pulsującego życia wielkomiejskiego, zbudowano na nowo nadbrzeżne drogi i przerzucono mosty dla pieszych. Miasto i rzeka nigdy bodaj nie harmonizowały ze sobą tak dobrze jak dziś. W Leubus, które dziś nazywa się Lubiąż, rozpoczęto stopniową restaurację wspaniałego opactwa cystersów. W miejscu, gdzie miała swój początek żegluga po Odrze, powstało centrum kulturalne regionu Odry.

W Głogowie, który pod koniec wojny został niemal całkowicie zniszczony, polscy architekci i urbaniści kontynuują rozpoczętą w latach osiemdziesiątych odbudowę Starówki i na nowo wymyślają swoje miasto. Nad brzegiem Odry ma powstać ośrodek wypoczynkowy i turystyczny. W Krośnie, gdzie Josephowi von Eichendorffowi zdarzyła się wspomniana niefortunna przygoda, oddano do użytku nowe nabrzeże promowe, a brzegi stały się promenadami. Kto po nich spaceruje, ma wspaniały widok na Góry Odrzańskie na drugim brzegu, na których lśnią w słońcu wille i mieszczańskie kamienice.

Również we Frankfurcie, który wraz z odbudową centrum miasta po wojnie obrócił się wokół własnej osi i stanął plecami do rzeki i Słubic, można znów przechadzać się promenadą nad Odrą. Wraz z ponownym erygowaniem Uniwersytetu Europejskiego Viadrina, który zgodnie ze swą nazwą nie jest niczym innym jak Uniwersytetem Odrzańskim, dano symboliczny wyraz zrastającej się Europie. Nad Odrą powstało trzecie – obok Wrocławia i Szczecina – centrum duchowe. W Szczecinie odbudowa Starego Miasta z jego kawiarniami znów zwróciła miasto ku rzece. Ponowne odkrycie Odry świętuje się też na Tarasach Hekena z ich wspaniałym widokiem na rzekę. Ich budowniczego, Hermanna Hakena, który od 1878 do 1907 roku był nadburmistrzem, mieszkańcy miasta wybrali niedawno na drugiego w kolejności "najbardziej lubianego w tym stuleciu szczecinianina". Przed nim uplasował się jedynie pierwszy powojenny prezydent polskiego Szczecina, Piotr Zaremba.

Ale ponowne odkrycie Odry nie jest jedynie dziełem urbanistów i spacerowiczów po promenadach. Zawdzięczamy je również działaczom ochrony środowiska i przyrody. "Czas na Odrę" – tak nazywa się sojusz, który łączy w sobie ponad 30 inicjatyw ochrony środowiska z Niemiec, Polski i Czech. Ich osiągnięcie nie polega jedynie na wprowadzeniu ochrony nadbrzeżnych lasów i konieczności tworzenia naturalnych terenów zalewowych na poziom polityczny. Sojusz traktuje Odrę jako całość, jako rzekę zintegrowaną od źródła po ujście. Kartograficznie oznacza to jednocześnie początek końca podziału Odry. Teraz można opracować tę "encyklopedię" środkowoeuropejskiej historii kultury, jak to określił Karl Schlögel. Na mapie Odry odnajdujemy plany Camilla Sittego dla Ostrawy, jak też dom towarowy Mendelsohna we Wrocławiu oraz amazoński krajobraz w dolnym biegu rzeki.

Nie dziwi więc, że Odra znów staje się ciekawa dla turystyki. Od pewnego czasu na rzece ma nawet miejsce pewne wydarzenie, na które miasta nadodrzańskie niecierpliwie czekają. Każdego roku w czerwcu wyrusza z Brzegu do Szczecina Flis Odrzański. Przez 16 dni tratwy, statki towarzyszące, menedżerowie turystyki, fotografowie i dziennikarze płyną po Odrze i relacjonują przebieg festynów odbywających się w każdej, nawet najmniejszej wiosce nadodrzańskiej po przybiciu Flisa.

Bardziej trwałym i znaczącym zjawiskiem jest oczywiście ponowne odkrycie przedtem podzielonej i dzielącej historii Odry. W rozlicznych miejscowościach i miastach pasjonaci historii i zaangażowani obywatele działali w minionych latach na rzecz odkrywania i zachowania dziedzictwa kulturowego. We Wrocławiu, Głogowie czy Krośnie Odrzańskim niemiecka historia od dawna nie jest żadnym tabu, lecz zobowiązaniem. Po niemieckiej stronie wnuki wypędzonych stały się zaangażowanymi orędownikami współpracy ponadgranicznej. Tym, co ich łączy, jest przekonanie: z przeszłością w przyszłość. Tylko w ten sposób może się udać przedsięwzięcie dzielenia się rzeką, która tak długo dzieliła i była podzielona. I tylko tak można stworzyć nowego "ducha Odry": już nie Odrę jako rzekę graniczną, lecz Odrę jako narracyjną przestrzeń, w której ludzie opowiadają sobie swoje historie – te o wojnie i wypędzeniu, o walizkach, które się ostatecznie rozpakowało, o życzeniach na przyszłość.

Bo to też byłoby dorzeczem: dowiedzieć się, skąd i dlaczego ludzie żyjący przed ponad półwiekiem gdzie indziej przybyli nad tę rzekę, i tu, w środku Europy, znaleźli nową ojczyznę.

Tłumaczył Zdzisław Owczarek

DRUCKVERSION
nach oben